wtorek, 28 kwietnia 2015

Ostatni sprawdzian przed Giro

fot. BettiniPhoto

Czas na próbę generalną przed Giro d’Italia, czyli Tour de Romandie. Wczoraj przez dwie godziny trenowaliśmy jazdę na czas w drużynie. Trasa pierwszego etapu jest szybka, w końcówce pojawia się na niej krótki podjazd, co może choć trochę wyrówna szanse ekip, które nie specjalizują się w czasówkach. Sprawdzę w Szwajcarii swoją dyspozycję, skład Lampre-Merida jest mocny, chcemy przejechać dobry wyścig. Rui Costa ma za sobą udane Ardeny i jest w wysokiej formie, pewnie potwierdzi to w tym tygodniu. Dla mnie będzie to debiut w Romandii. Chciałem zmienić w tym sezonie swój program startowy, dlatego zdecydowałem się właśnie na ten wyścig. Największy sprawdzian czeka mnie na królewskim 5. etapie, ale cały tydzień powinien być dobrym przetarciem przed Giro.

Miałem trochę odpoczynku od ścigania po Katalonii. Trenowałem u siebie i można powiedzieć, że przeżyłem w tym czasie cztery pory roku. Był deszcz, śnieg i ostre słońce, taka zaprawa może się przydać na Giro. W tym roku nie wyjechałem trenować na Etnę, bo większość kolegów z ekipy w kwietniu się ścigała i nie miałbym kompanów na obóz. U siebie też byłem jednak w stanie zrobić na treningach solidne przewyższenia i czuję się dobrze przygotowany do majowych wyzwań. W zeszłym tygodniu robiłem rekonesans fragmentów trasy Giro, o którym postaram się jeszcze wspomnieć po Romandii. Trenowałem też we Włoszech jazdę na czas na torze i jeździłem za motorem. W Szwajcarii powinno się udać złapać odpowiedni wyścigowy rytm.

Jeszcze kilka słów o wyścigu dookoła Katalonii. Nie mogę być z niego w pełni zadowolony. Straciłem na jednym z etapów, gdy dopadł mnie kryzys głodowy, z którego wyciągnąłem już wnioski na przyszłość. Później było już dobrze aż do 6. etapu, gdy brałem udział w kraksie. Przytrafiła się ona na rancie, byłem wtedy blisko barierki i gdy inni zaczęli upadać, nawet nie zdążyłem nacisnąć na hamulec. Skończyło się na solidnych szlifach. Mniej szczęścia miał np. jadący obok mnie Laurens ten Dam, który złamał w kraksie cztery żebra. Ukończyłem ten etap, ale z tak mocnymi szlifami nie było sensu stawać na starcie ostatniego dnia wyścigu, w którym nie miałem już szans walczyć o dobry wynik. Katalonia to jednak już przeszłość. Teraz skupiam się tylko na ostatnim sprawdzianie przed Giro.