niedziela, 23 kwietnia 2017

To była przyjaźń




Na razie ogólnie czuję się źle. Niesamowicie bolą mnie plecy, jakby mnie ktoś pobił kijem baseballowym. Żona musi mi pomagać we wstawaniu z łóżka i kładzeniu się do niego. Na nogę mam już założone usztywnienie, na obojczyk szelki. Wczoraj byłem u lekarza z moją nogą, zrobili mi tomografię i wiem już, że mam pękniętą rzepkę. W poniedziałek jadę znowu skonsultować obojczyk i dowiedzieć się, czy kolano będzie do operacji, czy nie. Na razie powiedziano mi, że czas regeneracji kolana jest taki sam, jak obojczyka. Nie wygląda to wszystko najlepiej, jak mi się uda wsiąść na rower w maju to będzie to sukces. Zazwyczaj regeneracja obojczyka trwa około 20 dni.

Kraksę zaliczyłem na trzecim etapie Tour of Croatia. Jechaliśmy z przodu peletonu, bo mieliśmy lidera. Byłem na trzeciej pozycji, ciągnął Andrea Guardini z mojej drużyny, a między nami był kolarz z ekipy Trek Segafredo. Wpadliśmy na rondo, które było zrobione w kształcie kopca – asfalt od środka do krawężnika był pochyły, a my mieliśmy przejechać po nim prosto. Nawierzchnia była niesamowicie śliska, chociaż było sucho, i już motocykl z kamerą jadący przed nami ledwo dał sobie radę. Guardini sobie poradził, bo jest malutki, a ja pamiętam tylko tyle, że kolarz przede mną poleciał i pociągnął mnie za sobą. Siła upadku mnie odwróciła i uderzyłem plecami w krawężnik, gdyby nie to skończyłoby się pewnie tylko na szlifach. Zawieźli mnie do szpitala, wieczorem pojechałem do hotelu i kolejnego dnia miałem już samolot do Polski. Po przylocie pojechałem prosto do kliniki, żeby od razu zrobić coś z kolanem, bo było strasznie spuchnięte. Pocieszam się tym, że sezon jest długi i nie kończy się na Giro d’Italia, chociaż szkoda mi tego startu, bo noga już była całkiem dobra. Setna edycja miała być najbardziej kolorowa, chociaż po informacji o Michele Scarponim nic nie wiadomo. Ja pewnie w związku z tym wszystkim pojadę na Vuelta a Espana.

O 8.30 rano po raz pierwszy usłyszałem o wypadku Scarponiego. Dzwoniłem do mojego trenera powiedzieć mu, co z moim kolanem. Opowiedziałem mu wszystko, a on mnie zapytał, czy słyszałem co się stało. Powiedział mi, że Scarponiego potrącił samochód i jest w ciężkim stanie, a nawet mówi się, że nie żyje. Nie uwierzyłem. Po kilku minutach oddzwonił i powiedział, że to potwierdzone. Mamy tego samego managera, więc od razu zadzwoniłem do niego, ale nawet on jeszcze nic nie wiedział. Dopiero później zadzwonił z informacją o wypadku i pojechał do rodziny Scarponiego.

Sypiam teraz po kilka godzin, nie daję rady dłużej. Obudziłem się o 5.45 rano, włączyłem telewizor i obejrzałem na Eurosporcie powtórkę wczorajszego etapu Tour of Alps, gdzie on walczył. Dwie godziny później już go nie było.

Po mojej kraksie w czwartek jedną z pierwszych wiadomości, którą dostałem, był sms od Michele Scarponiego. Mówił, żebym się nie przejmował, że obojczyki łamią nawet najlepsi. Odpisałem mu, że dziękuję i życzę mu udanego Giro d’Italia. I nagle taka tragedia. Jest mi tym bardziej przykro, że znam też jego żonę i dzieci, czteroletnie bliźniaki. Byliśmy bardzo zżyci. Nasz świat kolarski nie jest duży, znamy się wzajemnie, kontakty między nami zostają na lata. Widzimy się 100 dni w roku. Jeździliśmy razem przez trzy lata, na wszystkich zgrupowaniach zawsze trzymaliśmy się razem. To była przyjaźń. Jak Scarponi osiągał swoje największe sukcesy w Lampre, to ja miałem w nich swój udział. On dla mnie zawsze był i będzie wielkim kolarzem. Był bardzo wesołym i zabawnym człowiekiem, razem z nim na wyścigach zawsze pojawiała się dobra atmosfera. Kiedy jechał z nami na wyścigu, nigdy nie było cicho, nawet jak coś nie szło to żartował. Taka dusza towarzystwa. Praktycznie na wszystkich swoich zdjęciach albo jest uśmiechnięty, albo ma głupią minę – taki właśnie był. Nie chciał jeszcze kończyć kariery w tym roku. Będzie mi go brakowało.

czwartek, 30 marca 2017

Oczekiwałem po sobie więcej




foto: UAE Team Emirates Supporters Facebook

Wróciłem do Polski, ponieważ mam trzy tygodnie do kolejnego startu. W prawdzie chciałem wystartować w Sobótce, ale niestety się nie udało. Ten tydzień traktuję jeszcze regeneracyjnie, mocne treningi zacznę od przyszłego, po powrocie z Włoch. Jadę tam na kilka dni na konsultację medyczną, a potem wracam do domu i będę dalej tu trenował. Pogoda jest na szczęście ładna, przez ostatnie dwa dni były 22 stopnie. Kolejnym moim startem w planie jest Tour of Croatia.

Volta Ciclista a Catalunya okazała się być bardzo szybka, to jeden z najszybszych wyścigów, jakie jechałem w całej karierze. Movistar wyraźnie się bawił. Tempo wyścigu było niesamowite cały czas, co widać chociażby po wynikach – całość ukończyła mniej więcej połowa zawodników. Na jednym etapie zabrakło nam tylko 20 sekund do limitu czasu! Osobiście oczekiwałem po sobie więcej, na pocieszenie udało mi się jednak załapać w odjazd, który poszedł zaraz po starcie na ostatnim etapie. Popróbowałem atakować codziennie, ale było naprawdę ciężko - na jednym etapie na przykład ucieczka poszła dopiero po 65 km, a do tego momentu w peletonie było kompletne szaleństwo. Ale właśnie takie jest dzisiejsze kolarstwo, trzeba się do tego przyzwyczaić. Przez cały wyścig w pokoju spałem z Marokańczykiem, który nie mówił ani słowa po włosku ani angielsku. Porozumiewał się jedynie po francusku, za to ja nie mówię w tym języku ani słowa. Miałem zatem wyjątkowo cichy tydzień.

W porównaniu z zeszłym rokiem z mojego kalendarza startowego wypadło tylko Tirreno-Adriatico. Liczbę startów jest więc podobna, ale za to mam długie przerwy między wyścigami. Teraz mam więcej wolnego głównie dla tego, że trwa kampania belgijska, na którą nigdy nie jeździłem i mam nadzieję, że nie pojadę, bo to nie są wyścigi dla mnie. W prawdzie mówi się, że nawet najgorszy wyścig jest lepszy od najlepszego treningu, jednak ja wolę mieć taki kalendarz niż startować za dużo. Nie martwię się o formę na Giro, na wielkich tourach nie musi ona być od początku wysoka, można ją zbudować w trakcie.

W drużynie wszystko już poukładane. Dostaliśmy trzy worki ubrań, a to i tak nie jest jeszcze ostateczna wersja naszych koszulek, czeka ją jeszcze drobna zmiana kosmetyczna. Sprzętowo wszystko jest dopięte na ostatni guzik, niczego nam nie brakuje. Możemy już skupić się wyłącznie na treningach. Z nowym sponsorem, Fly Emirates, umowa została podpisana podobno na trzy lata, więc zapowiada się to dobrze dla ekipy. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Widzę po naszych startach w wyścigach, że nie jest źle. Może nie mamy tyle zwycięstw co inne ekipy, ale pokazujemy się na każdym wyścigu, i oby tak dalej.

niedziela, 5 lutego 2017

Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku




 foto: Vuelta Ciclista a la Provincia de San Juan

Po pierwszym starcie w tym sezonie czuje się bardzo dobrze. Do Argentyny przyjechaliśmy tydzień przed wyścigiem, więc mieliśmy czas potrenować – zrobiło nam się takie jakby dodatkowe zgrupowanie. Warunki na miejscu były rewelacyjne, cały czas 40-50 stopni. Jeździło się świetnie, pierwszy raz od niepamiętnych czasów udało mi się przejechać 3000 km w styczniu! Solidnie potrenowałem, przez cały miesiąc w domu byłem raptem 3 dni.

Nasza nowa/stara ekipa ma się bardzo dobrze, tak naprawdę nic wielkiego się nie zmieniło. Wszystko jest zorganizowane na wysokim, profesjonalnym poziomie. W prawdzie brakuje nam jeszcze trochę ubrań na starty, ale to dla tego, że wszystko rozgrywało się u nas na ostatnią chwilę. Stroje są szyte w Chinach, więc nie można się ich spodziewać z dnia na dzień, ale za jakiś tydzień, może dwa na pewno wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Tylko rowery treningowe mamy pomarańczowe, pod kolor poprzedniego sponsora, ale już startowe mamy czerwone. 

Jeśli chodzi o sprzęt to tu zmiana jest duża - przesiedliśmy się na rowery Colnago i Campagnolo - to mój powrót do tej marki po 6 latach. Firma Colnago to swego rodzaju historia kolarstwa, ale jeśli chodzi o wygląd to nie zmienia się za bardzo, nie próbują nowoczesnych designów i futurystycznych kształtów, rowery wyglądają tak samo jak 20 lat temu. Mam w domu replikę mojego pierwszego roweru z 1994 roku i jak postawię nowe Colnago obok to wyglądają bardzo podobnie. 

Moje osobiste wrażenia o sprzęcie są pozytywne, jeździ się bardzo przyjemnie, co widać też po innych chłopakach z zespołu, bo już zaczęli wygrywać. Tak jeszcze nie było, żebyśmy jako ekipa mieli już dwa wyścigi wygrane 5 lutego, ale to bardzo dobrze że tak zaczęliśmy, bo trzeba się pokazać z dobrej strony arabskim sponsorom i udowodnić, że nie popełnili błędu inwestując w nas. Na razie wszystko dla nas idzie w dobrym kierunku. W zeszłym roku mieliśmy duże ciśnienie, bo pierwszy wyścig wygraliśmy dopiero pod koniec marca. Drugie zwycięstwo w ekipie zdobyłem ja, w Turcji pod koniec kwietnia, więc początek sezonu był ubogi. Teraz się pozmieniało i to jest dla nas dodatkowa motywacja. 

Aktualnie zostaję w Polsce na niecałe dwa tygodnie. Zaczyna się robić ciepło, dziś było 6 stopni, warunki do trenowania są całkiem dobre jak na początek lutego. Nadrabiam zaległości w domu z rodziną póki mam trochę wolnego czasu, bo po kolejnym starcie we Francji zacznie się prawdziwy sezon. Nie wiadomo jak w tym roku zakończy się sytuacja z Tour of Turkey, ale w tym czasie jest Giro del Trentino, więc jeśli Turcja nie wyjdzie to może uda nam się tam wystartować, osobiście nawet bym tak wolał. 

Chciałbym w tym sezonie znaleźć swoją szansę w wyścigach górskich. Oczywiście mam zamiar wykonywać swoją pracę w 100% bez względu na moją rolę - bycie super pomocnikiem też zawsze zostaje docenione. Dam z siebie wszystko i będę walczył o kontrakt na kolejny rok, a potem myślę coraz poważniej o skończeniu karierę. Nie nastawiam się na konkretne wyścigi, w tym roku na pewno fajne będzie Giro d’Italia, setna edycja na pewno będzie prestiżowa, ale to jest wyścig na najwyższym poziomie, z najwyższą konkurencją więc zobaczymy jak się sezon ułoży.