piątek, 27 września 2013

Mistrzostwa u siebie

fot. Bettini

Przejechałem już wiele mistrzostw świata i zawsze były to wymagające wyścigi. 272 km we Florencji to też nie przelewki, ale jestem przygotowany odpowiednio do zmagań tej rangi. Potrenowałem ostatnio solidnie, była jazda za skuterem, były dłuższe treningi. Czasami trzeba było trochę powalczyć z pogodą, ale jestem zadowolony z wykonania planu. W ramach przygotowań do mistrzostw pościgałem się też we wrześniu i odpowiedniego rytmu mi nie brakuje. W niedzielę pojawię się na starcie, by walczyć. Moja rola będzie zależała od tego, jakie będą postanowienia taktyczne i odprawy, ale jestem gotów, żeby dobrze wywiązać się z zadań, które zostaną mi powierzone. Fajnie byłoby się pokazać we Włoszech z dobrej strony dla siebie i polskich kibiców, ale też dla swojej włoskiej ekipy. Tym bardziej, że pojadę w dużej mierze na swoim terenie.

Nasza kadra jest mocna, lepsza chyba nie mogła obecnie być. Są w niej kolarze, którzy jeżdżą w wyścigach takich jak ten we Florencji, do tego ekipa jest bardzo uniwersalna. Są szybcy zawodnicy, górale, czasowcy, skład jest kompletny. Takiego wymaga trasa mistrzostw. Dojazd do Florencji znam na pamięć, bo często tam trenuję, znaczną część trasy znam, bo jechaliśmy ją na Giro, tylko w przeciwną stronę. Nie znam jeszcze części ze sztywnym podjazdem, ale może uda się ją przejechać na treningu, a jeśli nie, to po pierwszej rundzie będę już wiedział, co mnie czeka w pozostałych dziewięciu rundach. Typowi sprinterzy raczej nie będą mieli w niedzielę wiele do powiedzenia z tego względu, że są dwa podjazdy na rundzie, a także z powodu dystansu. Szykuje się 6,5 godz. wyścigu. Będzie podobnie jak na wiosennych klasykach, tylko jeszcze dłużej.

We Florencji przyjdzie mi się zmierzyć z moimi kolegami z Lampre-Merida, którzy są teraz silni. Na słowa uznania zasługuje Pozzato, potrenował mocno po nieudanej wiośnie i widać tego efekty. Dobrze finiszuje, po górach też jeździ dobrze, jest mocny. Pokazał to też w naszym ostatnim wyścigu, Grand Prix Wybrzeża Etrusków. Razem ze Scarponim i Ulissim postarali się w nim o rzadko spotykaną sytuację i nie wpuścili na podium nikogo z obcej ekipy. Choć nie był to wyścig najwyższej rangi, mieliśmy się z czego cieszyć, bo obstawa tego dnia słaba nie była. Startowała m.in. kadra Włoch i Astana. Wyścig był kontrolowany przez ekipę Meridiana, czego nikt się nie spodziewał. W końcówce zrobił się ciężki, bo jechaliśmy dwie rundy z dość stromym 3-km podjazdem, momentami było 15%, do tego przed nim przytrafiła się jeszcze kraksa, w której leżał Cunego. Wszystko rozstrzygnęło się na korzyść Lampre-Merida właśnie na dwóch końcowych rundach.

Wcześniej wystartowałem jeszcze w dwóch klasykach. Do Belgii wróciłem się ścigać po blisko 10 latach. Poprzednio jechałem tam w wygranym przez Scarponiego Wyścigu Pokoju w 2004 r., jeszcze w barwach Miche. I Paryż-Bruksela, i Grand Prix de Fourmies dobrze mi zrobiły. Poćwiczyłem w nich rytm, ich trasy były wymagające, trzeba było być skoncentrowanym, cały czas góra-dół i mocne tempo. Cięższy był pierwszy wyścig – na trasie było trochę kostki, były też sztywne i krótkie podjazdy. Drugi wyścig rozgrywaliśmy na rundach, technicznie nie był tak trudny jak Paryż-Bruksela. Większą trudność sprawił mi tylko bidon, na który najechałem w GP de Fourmies. Na szczęście tylko trochę się poobijałem, a po wszystkim trzeba było zastosować standardową procedurę.

Dobrej niedzieli wszystkim kibicom życzę.

piątek, 6 września 2013

Po wakacjach czas na rower

fot. Bettini

Kolarz też człowiek i wakacje mieć musi. Kilka dni po Tour de Pologne wyjechałem z rodziną do Włoch, byłem nad morzem i w górach, dużo pozwiedzaliśmy i dobrze wypocząłem. Udało nam się odwiedzić m.in. Sardynię, znałem już ją, ale z siodełka, więc tym razem mogłem się nią bardziej nacieszyć. Później byłem też na kilka dni w Livigno – tam już z rowerem. Przejechałem tam dwa treningi z chłopakami z ekipy szykującymi się do Vuelty. Aż tak długo nie odpoczywałem, porządną przerwę rozpocznę w październiku, za wcześnie byłoby już teraz kończyć sezon. Po wakacjach po prostu jeździłem, bez żadnych specjalnych ćwiczeń, nawet długo, by wróciła przyjemność z kręcenia.

W ostatnią sobotę wystartowałem w Memoriale Pantaniego. Jechałem już w nim kilka razy, bo dla włoskich ekip to ważny wyścig. Sporo było kibiców, których przyciąga nazwisko Pirata. Jak na pierwszy start po urlopie nie było źle, dotarłem na metę w czołowej grupie. Początek i końcówka były płaskie, a w środku jechaliśmy trzy rundy po niecałe 30 km z podjazdem Montevecchio. Miał 4 km, ale był ciężkawy, nachylenie dochodziło do 15%. Jechaliśmy na Duraska, jednak najwyżej z Lampre-Merida finiszował nasz nowy kolarz – Słoweniec Polanc, który był 13. Jechał już w Tryptyku Lombardzkim, na którym moja grupa spisała się bardzo dobrze. Jeden klasyk z trzech wygrał Pozzato, drugi Durasek. Ostatnio Pippo miał nogę także we Francji, zwycięstwo w klasyku World Touru może go przybliżyć do mistrzostw świata. Na Vuelcie nasi ludzie też nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Scarponi i Ulissi walczą, myślę, że zaatakują jeszcze po zwycięstwo etapowe. Widać, że mocny jest Richeze, na pewno można go zaliczyć do czołowych sprinterów wyścigu. W przyszłym sezonie będzie miał u nas nowego kolegę po fachu. Sacha Modolo w mniejszych wyścigach wygrywa wszystko, daje radę na podjazdach, które wielu sprinterów pokonują, będziemy mu pomagać, żeby w World Tourze wykorzystał swój potencjał. Drugi ogłoszony ostatnio przez Lampre-Merida transfer też bardzo mi się podoba. Z Rui Costą będziemy mieli świetnie zabezpieczony Tour de France. Wygrywa wyścigi jednotygodniowe, w Tourze wygrywał już etapy, i to jak! Myślę, że stać go na to, by wejść na kolejny poziom i walczyć we Francji o coś więcej niż etapy.

Wracając do mnie – w najbliższy weekend czekają mnie dwa debiuty. Wystartuję w klasykach Paryż-Bruksela i Grand Prix de Fourmies. Jeszcze nigdy w nich nie jechałem, podobno nie ma tam bruków, co mnie cieszy, bo to nie moja bajka. W planach mam jeszcze start w Grand Prix Wybrzeża Etrusków 21 września. Jeśli forma będzie dopisywać, chciałbym wystartować na mistrzostwach świata we Florencji, które będą rozgrywane na moich śmieciach. Trasa wyścigu przebiega 200 m od mojego domu, na niektórych jej odcinkach jeżdżę codziennie, gdy jestem we Włoszech. Widać, że mistrzostwa coraz bliżej – zrywają asfalt, kładą nowy, dzieje się. Nasza ekipa pojedzie w dziewiątkę, co zwiększa szansę na dobry wynik któregoś z nas. O swoim udziale w mistrzostwach zdecyduję po najbliższych wyścigach. Później jest jeszcze Lombardia, ale zobaczę, jak się będę czuł. Chęci mogą być, ale wiadomo – nic na siłę.

Jeszcze kilka zaległych słów o Tour de Pologne. Trasa wyścigu była bardzo ciekawa i wymagająca, jednak zmęczenie po Tour de France dało o sobie znać i nie mogłem jechać tak, jak bym tego sobie życzył. Wypadało się pokazać na wyścigu dla kibiców, to przede wszystkim dla nich był mój udział w Tour de Pologne. Szczególnie na górskich etapach w Polsce wielu przyjechało specjalnie dla mnie. Żałuję etapu z Gliczarowem, zależało mi, żeby być w odjeździe i uzyskać dobry wynik, ale upadek krótko po starcie pokrzyżował mi plany. Co zrobić, siła wyższa. Cała moja ekipa i kolarze z innych grup bardzo chwalili organizację i byli zadowoleni z wyścigu. Tour de Pologne ma już swoją renomę i myślę, że może być z nim tylko lepiej. Dziękuję za wiele miłych chwil podczas wyścigu i mocne wsparcie. Pozdrawiam i do następnego razu w Polsce czy za granicą.