środa, 21 października 2015

Sezon zakończony, chęci przed nowym nie brakuje

fot. Tomasz Jendrzejczyk

Ostatnie starty w roku za mną. Mam jeszcze końcowe przejażdżki w sezonie, zanim odstawię rower na 2-3 tygodnie. Cieszę się, że ten sezon już się skończył. Teraz czas na odpoczynek i przygotowywanie się do tego, żeby przyszły rok był dużo lepszy.

Niedawno wróciłem do ścigania po dłuższej przerwie i wziąłem udział w trzech klasykach we Włoszech. Jak na tak długi odpoczynek od wyścigów, uważam, że powrót wyszedł mi całkiem nieźle. Nasi dyrektorzy sportowi ustalili, że w tych wyścigach mają się pokazać nasi młodzi gniewni, a pozostali mieli im zapewnić odpowiednie wsparcie. Pierwszy klasyk, Coppa Sabatini, ukończyłem w pierwszej grupie i miałem dobre odczucia z jazdy. W końcówce atakował od nas Valerio Conti, ale został złapany 300 m przed metą. Tego dnia było tak ciepło, że nawet nie zakładałem potówki. Za to już w sobotę na Giro dell’Emilia pogoda była całkiem odmienna – 7 st. C, deszcz i mgła. W pewnym momencie wjechaliśmy na płaskowyż i przez ok. 30 km kręciliśmy na nim z widocznością sięgającą do 50 m. Za to następnego dnia w niedzielę znowu jechałem bez potówki przy 25 st. C.

Giro dell’Emilia kończyły rundy z ciężkim podjazdem w San Luca. Zgodnie z wytycznymi dyrektora sportowego, mieliśmy go zacząć z przodu i tak też zrobiliśmy. Przy pierwszym wjeździe na podjazd w pierwszej "10" było nas 4 czy 5 z Lampre-Merida. 10 km przed podjazdem wziąłem na koło Jana Polanca, który miał walczyć w wyścigu o zwycięstwo, później wyszedłem na czoło grupy i ciągnąłem ją. Jeśli ktoś zaczął ten podjazd z tyłu, miał później duże problemy. Było mokro, a nachylenie w początkowej fazie wzniesienia sięgało 25 st. Tempo w sobotę było naprawdę mocne, w pierwszą godzinę przejechaliśmy w deszczu 51 km. Następnego dnia w GP Bruno Beghelli jechaliśmy na Roberto Ferrariego. Wyścig był mocno rwany, na trasie zawodnicy z różnych ekip oddawali mnóstwo skoków, ale pierwszy odjazd ruszył dopiero po kraksie na trasie. Sam też byłem w atakującej grupce, ale starałem się równocześnie zachować siły na finisz i dobrą pomoc Ferrariemu. Gdy wszystko już się zjechało, 9 km przed metą wyszedłem na czoło wyścigu i ciągnąłem na ostatnim podjeździe dla kolegów. Zrobiłem swoje, a Ferrari finiszował na 3. miejscu. 

Mogę być zadowolony z ostatnich startów w sezonie. Żadnego urazu psychicznego po Vuelcie nie mam, bo nic nie pamiętam. Oglądałem nawet ostatnio ten feralny etap, widziałem, jak wsiadam do karetki i rozmawiam z lekarzami, ale w ogóle tego nie zarejestrowałem. Godzina wycięta z życiorysu i tyle. Zależało mi, żeby po Vuelcie wystartować w mistrzostwach świata, jednak kraksa pokrzyżowała te plany. Ten rok nie był dla mnie udany, nie ma co ukrywać, ale wierzę, że następny będzie lepszy. Mam nadzieję, że limit pecha wyczerpałem na kilka sezonów. Nie załamuję się i jadę dalej, wszystko w moich nogach i głowie. Nie czuję się zmęczony, motywacji mi nie brakuje, chęci do ścigania na wysokim poziomie wciąż mam bardzo duże. Oby tylko zdrowie dopisywało.

Mam podpisany kontrakt z Lampre-Merida na nowy sezon i mogę się do niego spokojnie przygotowywać. Trochę lat ścigam się już w tej ekipie i mogę w niej liczyć na dobre wsparcie. Giuseppe Saronni śmiał się ostatnio, że sporo kosztowały go w tym roku moje opatrunki, i życzył, żeby w przyszłym roku było inaczej. Nowy sezon chciałbym zacząć później niż miniony. Argentyna była przyjemnym miejscem na pierwszy start w roku, ale tak wczesny początek może rozregulować silnik w dalszej części sezonu. Chcę wrócić do sprawdzonego programu startów. Jego ostateczny kształt ustalę na grudniowym zgrupowaniu. Wiem, na czym powinienem się skupić w przygotowaniach, mam swój plan do wykonania. Zimę chciałbym przejechać na rowerze górskim i na nowej przełajówce. Choć mam ją już od początku roku, nie było jeszcze okazji, żeby ją sprawdzić.

Cały sezon w wykonaniu Lampre-Merida oceniam dobrze. Odnieśliśmy etapowe zwycięstwa na każdym z wielkich tourów, pokazaliśmy się z dobrej strony w innych wyścigach. Zabrakło wysokiego miejsca w generalce wielkiego touru, w przyszłym roku spróbujemy to zmienić. W ostatnim czasie ogłoszono kilka transferów do naszej ekipy i widać, że inwestuje ona w młodych zawodników, co jest zgodne z jej dotychczasową polityką stawiania na dobrze rokujących kolarzy. Sporo dobrego można się spodziewać po Louisie Meintjesie. Ma dopiero 23 lata, a już ma na swoim koncie 10. miejsce w Vuelta a Espana, na pewno będzie dla nas dużym wzmocnieniem. Dla kilku bardziej doświadczonych zawodników też znajdzie się jednak w ekipie miejsce. Nie jestem już młodzieniaszkiem, ale czuję się młodo i nie widzę przeszkód, żeby wciąż skutecznie rywalizować. Dziękuję za wsparcie okazywane w tym niełatwym sezonie i do zobaczenia w przyszłym roku.