czwartek, 15 stycznia 2015

Pierwszy sprawdzian w Argentynie


Dzisiaj wylatuję do Argentyny na inaugurację sezonu. Z Mediolanu do Rzymu, następnie do Buenos Aires, a stamtąd do San Luis. Ostatnio startowałem w Tour de San Luis w 2010 roku i mam z Argentyny dobre wspomnienia, głównie ze względu na pogodę. Spodziewam się tam 35-40 st. Celsjusza, takie warunki mi odpowiadają. Moje odczucia z treningów są dobre i chciałbym potwierdzić je na wyścigu. Czekają mnie trzy etapy z metą pod górę, więc będzie gdzie sprawdzić nogę. Razem ze mną do Argentyny lecą Cattaneo, Modolo, Richeze, Pozzato i Pibernik, dla którego będzie to debiut w barwach Lampre-Merida. Wielu kolarzy traktuje Argentynę jako dobre przetarcie przed ważniejszymi startami w sezonie. Ja też się nie spalam i pamiętam o tym, że najwyższa forma powinna przyjść później. Wykonałem zimą dobrą pracę i mogę być spokojny o swoje przygotowanie do sezonu.

Przez ostatni tydzień trenowałem we Włoszech, gdzie uciekłem przed srogą polską zimą. Ostatnio złagodniała ona u nas, ale po Świętach ćwiczenia w Polsce były loterią – czasem udało się wyjść na rower, a czasem mróz i śnieg skazywały mnie na rolki. Ostatnio trenowałem po 5-6 godzin, zrobiłem odpowiednią bazę kilometrową, do tego raz kręciłem za autem i raz za motorem, żeby nabrać trochę szybkości. Jestem bardzo zadowolony z grudniowego zgrupowania na Gran Canarii. Przez 13 dni treningowych przejechałem 1500 km, zrobiłem ok. 30 tys. m przewyższenia i spaliłem 36 tys. kcal. Myślę, że jak na grudzień to dobre liczby i mam nadzieję, że zaprocentują one w warunkach bojowych. Dawno nie zaczynałem się ścigać już w styczniu, dlatego trzeba było trochę wcześniej wejść na wyższy poziom. Teraz już tylko wiele godzin lotu w skarpetach kompresyjnych, dochodzenie do siebie w nowej strefie czasowej, ostatnie treningi i można zaczynać sezon.