środa, 19 października 2016

Koniec sezonu w Chinach

fot. BettiniPhoto

Przede mną ostatni wyścig sezonu. Dzisiaj wylatuję do Chin na Tour of Hainan. Na miejscu będę w czwartek pod wieczór. Dwa dni spędzę bez roweru, więc ostatnie dni wykorzystałem maksymalnie, trenując po 5 godzin. Przed wyścigiem tylko raz zdążę wyjechać na trening i pierwszy etap może nie być łatwy, tym bardziej, że będzie bardzo krótki, ale nie ja jeden wystartuję po długim locie i zmianie strefy czasowej. Najgorsze w chińskiej przygodzie chyba już przeżyłem – sporo zachodu było z załatwianiem wizy i cieszę się, że mam to już za sobą.

Będzie to mój debiut w Tour of Hainan i druga wizyta w Chinach. Poprzednią, na olimpiadzie w Pekinie, wspominam bardzo dobrze. Wkrótce będę miał z tym krajem więcej do czynienia w związku ze zmianami w mojej ekipie i wykupieniem licencji przez chińskie konsorcjum. Być może jeszcze w tym roku czeka nas zgrupowanie w Chinach. Szykują się spore zmiany, ale podchodzę do nich ze spokojem. Cieszę się, że mam podpisany kontrakt na sezon 2017 i będę się nadal ścigał w World Tourze. Ja i moja ekipa chcielibyśmy się pokazać w Tour of Hainan z dobrej strony przed, jakby nie było, naszymi nowymi pracodawcami. Wyścig będzie transmitowany w Eurosporcie, więc mam nadzieję, że polscy kibice też będą go śledzić przy porannej kawie. Czeka nas 1500 km na 9 etapach, co przy niespełna 90-km 1. etapie daje niezłą średnią na pozostałe. Większość etapów to będzie jazda po płaskim i walka sprinterów, ale na dwóch odcinkach będzie się można wspinać. Lecę do Chin z zamiarem walki o dobrą pozycję w generalce. Na płaskich etapach powinni walczyć Ferrari, a także młodzi Mohoirc czy Zurlo.

Po powrocie z Tour of Hainan spędzę 18 godzin w domu i wylecę do Włoch na zgrupowanie pod kątem nowego sezonu. Planuję jeździć na rowerze do 9. listopada i wtedy rozpocząć przerwę przed przygotowaniami do nowego sezonu. Odpocznę z rodziną na krótkim wyjeździe w Polsce. Jesteśmy już w komplecie z urodzoną pod koniec sierpnia Wiktorią. Chcieliśmy mieć niespodziankę i do samego końca nie wiedzieliśmy, czy nie będzie to aby Wiktor. Mała ma się bardzo dobrze, jest podobna do mnie, tak jak ja ma blond włosy. Tatuaż z jej imieniem jest już na mojej ręce, szybko dołączył do imion synów, na szczęście znalazło się na niego jeszcze miejsce. Z przyjemnych informacji mogę się jeszcze pochwalić tym, że zostałem Honorowym Obywatelem Gminy Wilamowice. Wyróżniono mnie w odpowiednich okolicznościach, przy okazji gminnego rajdu rowerowego. Na ok. 15 tys. osób w gminie bodaj tylko 5 może się pochwalić takim tytułem, więc tym bardziej to dla mnie bardzo miły zaszczyt.

Po narodzinach Wiktorii wystartowałem w kilku klasykach, głównie we wrześniu we Włoszech. Miałem dobre odczucia, szczególnie w końcowych wyścigach – Tre Valli Varesine i Milano Torino, a także wcześniej w Memoriale Pantaniego. Po cichu liczyłem na start w Lombardii, ale skład na ten wyścig był już ustalony dużo wcześniej. Memoriał Pantaniego ukończyłem w pierwszej grupce, na 14. pozycji. Trzy razy pokonywaliśmy na nim dość wymagający podjazd Montevecchio, na którym lubił trenować Pantani. Do mety trasa była jednak płaska jak stół i góralom trudno było walczyć o wygraną z grupki. W Tre Valli Varesine atakowałem w kilkuosobowej grupce dwie rundy przed końcem. Pracowałem w tym wyścigu dla Ulissiego, który finiszował na 2. pozycji. Mogę być zadowolony z wykonanej pracy, podobnie jak z mojej roboty w Milano-Torino. W tym klasyku w końcówce z Lampre-Merida zostałem tylko ja i Ulissi. Tym razem Diego był 5. Byłem też w czołowej grupie na Coppa Bernocchi i generalnie wrześniowe ściganie dobrze mi zrobiło. Po klasykach miałem sporą przerwę od ścigania, ale solidnie potrenowałem i czuję się dobrze przygotowany do rywalizacji w Chinach, mimo że pogoda nie ułatwiała ostatnio jazdy i zdarzyło mi się trenować na rolkach. W ostatnią niedzielę połączyłem przyjemne z pożytecznym i kręciłem, oglądając wyścig o mistrzostwo świata. Sagan znowu zabawił się z konkurencją. Największym kozakiem z Kataru jest dla mnie jednak Marokańczyk z ucieczki, który dołączył później do grupy Sagana i odpuścił dopiero tuż przed metą, gdy zaczęły się finałowe skoki. Dla kolarstwa to dobrze, że znów wygrał Sagan, robi dobrą reklamę naszej dyscyplinie. Następny taki kolarz szybko się nie pojawi.