środa, 13 marca 2013

Tak ciężko jeszcze nie było

fot. Bettini

Tegoroczne Tirreno-Adriatico było najcięższą edycją tego wyścigu, w której do tej pory jechałem. Trasa etapów, pogoda (6 etapów w deszczu) i to że, walczyłem o klasyfikację generalną dały bardzo wymagającą kombinację. Udało się ukończyć wyścig w pierwszej „10”, i to w takiej obstawie. Z tego wyniku ja, jak i szefostwo Lampre-Merida jesteśmy zadowoleni.

Najbardziej stresującym etapem była dla mnie indywidualna czasówka. Musiałem w niej pojechać bardzo dobrze, żeby nie stracić miejsca w pierwszej „10”, a w klasyfikacji generalnej było ciasno. Dałem radę. 9. miejsce to dla mnie dobry rezultat. Obawiałem się czasówki także ze względu na poprzedzający ją 6. etap, który wielu z nas dał się mocno we znaki i na długo zostanie w mojej pamięci. Tak ciężkiego podjazdu na wyścigu to chyba jeszcze nie jechałem. Ostatnie 300 m o nachyleniu ok. 27% dało popalić wszystkim, którzy wcześniej nie zrezygnowali. Bardziej bolały ręce niż nogi, bo mokry asfalt nie pozwalał na wstanie z siodełka, pogoda jak zwykle nas nie rozpieszczała. W najgorszych fragmentach trasy miałem przełożenie 39x28, ale to było mało. Lepiej było założyć kompakt. Jestem zadowolony ze swojej jazdy w tym etapie, bo dała mi awans na 8. miejsce w generalce, także dzięki wsparciu całej drużyny. Bardzo ładnie pojechał w nim Cunego, po raz drugi łapiąc się w odjazd dnia, co pozwoliło mu wywalczyć koszulkę najlepszego górala.

W niedzielę też było bardzo dobrze. Już pod Passo Lanciano wiedziałem, że noga jest dobra. Bałem się w końcówce dwóch sztywnych pojazdów, ale dałem radę. Jako ekipa byliśmy też zadowoleni z Damiano Cunego. Cały dzień uciekał i doszliśmy go dopiero 6 km przed metą. Z perspektywy czasu cieszę się z decyzji, którą podjąłem we wcześniejszym klasycznym górskim 4. etapie. Jego wynik nie do końca mnie zadowolił, ale patrząc na nazwiska, które były w nim przede mną – nie było tak źle. Poszła ucieczka zaraz po starcie, a peleton utrzymywał równe tempo aż do przedostatniego podjazdu. Na nim tempo już znacznie wzrosło, bo każdy chciał zacząć długi zjazd jak najbardziej z przodu. Ostatni podjazd na metę rozpoczęliśmy bardzo ostro. Grupa Sky przejęła inicjatywę i to ona dyktowała bardzo mocne tempo. Ja niestety 6 km przed metą musiałem dać za wygrana i jechać swoim rytmem aż do końca. Warto było jednak oszczędzać siły, wiedząc, że czekają mnie jeszcze dwa ciężkie etapy, w których wszystko mogło się zdarzyć. Gratulacje dla Kwiatka, szczególnie na tym etapie pokazał, że jest naprawdę mocny.

Teraz czeka mnie kilka dni odpoczynku w domu i już w niedzielę udaję się na wyścig dookoła Katalonii. Razem ze Scarponim mam nadzieję osiągnąć tam dobry wynik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz