czwartek, 25 lipca 2013

Będzie się działo!

fot. Bettini

Jeden Tour za mną, kolejny przede mną. Jutro wylatuję do Włoch, żeby w sobotę stanąć na starcie Tour de Pologne. Po powrocie do domu nie odstawiłem roweru, choć z intensywnością treningów po Tour de France nie mogłem przesadzać. Dostałem nieco w kość przez te trzy tygodnie, ale nie żałuję. To, co zobaczyłem, przerosło moje oczekiwania. Największe wrażenie zrobił na mnie etap z Alpe d’Huez i ostatni, szczególnie efektowne Pola Elizejskie. W Paryżu było pięknie i trudno. W telewizji może nie było tego widać, ale runda na Polach Elizejskich była potwornie ciężka. Miała ok. 6 km, z czego 5 jechało się po kostce brukowej. Wcześniej też nie było tak spokojnie, jak można się było spodziewać po etapie przyjaźni. Tempo nie było najwolniejsze.

Niesamowicie jechało się pod Alpe d’Huez przez zakręt Holendrów. Trzeba było się nieźle wysilić, żeby się przez niego przepchać – nie dość, że było bardzo ciasno, to jeszcze wszędzie unosił się jeden wielki odór alkoholu. Na trasie czasami któryś z kibiców mnie popchnął, ale w dobrej wierze. Sporo było też ludzi z Polski. Przyjechała m.in. ekipa ze Stargardu Szczecińskiego, która w ostatnim tygodniu mocno mnie wspierała. Miło było zobaczyć napis, który ktoś zostawił dla mnie na szosie pod pierwszą górą etapu w ostatni piątek wyścigu. Dziękuję za wsparcie, także wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki na odległość.

Nie byłem w stanie walczyć we Francji z najlepszymi, zmęczenie sezonem dawało się we znaki. Promyk nadziei obudził się we mnie pod Alpe d’Huez. Wjechałem tam w grupie z Froomem, ale później musiałem zmienić tempo. Nie można oszukać swojego organizmu, jesteśmy tylko ludźmi. Przekonałem się, że Tour de France po Giro d’Italia to ciężka przeprawa. Męczyli się też inni, którzy wybrali ten sam zestaw. Cadel Evans dostał taką bombę, że w ostatnim tygodniu miał biedę przyjechać w górach w grupie z Cavendishem. Podobnie jak ja, on też walczył w Giro o generalkę, a to kosztuje wiele sił. Specyfika Wielkiej Pętli może tych sił pozbawić jeszcze bardziej. Porównując do wszystkich wcześniejszych wyścigów, w których jechałem, we Francji jest strasznie nerwowa atmosfera. Czuć, że presja wyniku jest tam bardzo wielka, każdy się pcha, żeby być z przodu, nie ma zbyt wielu chwil wytchnienia.

Z różnych względów Tour de France może zachwycić, ale raczej zostanę przy sprawdzonym rozwiązaniu, czyli Giro. To mój ulubiony wyścig, na dodatek odbywa się w okresie, w którym dobrze się czuję. Lubię też włoskie podjazdy, które są bardziej strome. We Francji są długie, ale łagodniejsze. Za to zjazdy bywały podczas Wielkiej Pętli niesamowite, pędziło się 100 km/h. Zapamiętam na pewno drogę z Alpe d’Huez, co za trzepanina! Trzeba było mocno trzymać kierownicę.

Myślę, że zgodzicie się, że Froome wygrał zasłużenie, był o klasę lepszy od innych, czasami wyglądało to tak, jak by jechał w innym wyścigu. Quintana zaskoczył chyba wszystkich. Pokazał, że w przyszłości będzie walczył o zwycięstwo w wielkich tourach. Podobała mi się też jazda kogoś z innej bajki, czyli Jensa Voigta – gość jest nie do zajechania, szkoda, że to jego ostatni Tour. Dobre wrażenie pozostawił po sobie Kittel – ma predyspozycje, żeby wygrywać z Cavendishem. Nasz sprinter Roberto Ferrari nie przyniósł wstydu, miał kilka dobrych wyników, 5. miejsce na Polach Elizejskich to jest coś.

Od jutra będę się skupiał na naszym Tourze. Włoskie góry Tour de Pologne znam, ale jeszcze nie zapoznawałem się z trasą etapów, głowa musiała trochę odpocząć od wyścigów. Stawka kolarzy zapowiada się świetnie – tylko się z tego cieszyć, będzie jeszcze ciekawiej. Lampre-Merida wystartuje w mocnym składzie. Pojadą Scarponi i Ulissi, którzy później mają w planach Vueltę, i spodziewam się, że będą w wysokiej formie. Pierwsze góry powinny pokazać, kto zostanie u nas liderem. Dla mnie będzie to ostatni dłuższy wyścig w roku i motywacji do jak najlepszej jazdy mi nie zabraknie, ale wszystko zweryfikuje szosa. Po Tour de Pologne będę powoli kończył sezon. Wystartuję jeszcze w pojedynczych klasykach i tyle. Nie można się zajechać, żeby był ze mnie pożytek w przyszłym roku.

Jest jeszcze jeden wyścig, o którym warto pamiętać – o zdrowie Klaudii Pająk z Pisarzowic. To dzielna i radosna dziewczynka, która walczy z ciężką chorobą. Jej leczenie wymaga kosztownej terapii w klinice w Niemczech. Zachęcam do pomocy w powrocie Klaudii do zdrowia i wzięcia udziału w licytacji przejazdu 5. etapu Tour de Pologne w wozie Lampre-Merida: http://allegro.pl/show_item.php?item=3408160964. Każdemu miłośnikowi kolarstwa życzę pokonać górski etap takiego wyścigu razem z dyrektorem sportowym. Będzie się działo!

2 komentarze:

  1. Witaj Przemku,no jestes o jeden tour madrzejszy a doswiadczenia nigdy nie za wiele.Oczywiscie tdf po giro to troche za duzo kilometrow.Jeszcze krajowy tour na ktory czekam bo bede mogl trzymac za Ciebie kciuki. Walka w tegorocznym wyscigu zapowiada sie interesujaco bo obsada ze palce lizac.Pozdrawiam i powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Przemek,
    jesteś kozak, że zdecydowałeś się na 3 toury jeden po drugim. Trzymam kciuki za jutrzejszy etep i do zobaczenia w Krakowie w sobotę.

    OdpowiedzUsuń