wtorek, 26 marca 2013

Udany debiut

fot. Bettini

Kolejny dobry start w wyścigu World Touru za mną. Ja i cała moja ekipa jesteśmy po Katalonii bardzo zadowoleni, zdobyliśmy kolejne cenne punkty World Touru. Generalnie był to świetny tydzień dla Lampre-Merida. Nasi ludzie zdominowali Coppi e Bartali, gdzie wygrali 3 etapy i generalkę, razem z dobrą jazdą na Volta a Catalunya mamy solidne powody do satysfakcji.

Debiutancki start w Katalonii rozpoczął się dla mnie po mojej myśli. Podjazdy w pierwszym etapie były w miarę łatwe i krótkie, ale zjazd z ostatniej górskiej premii był bardzo wymagający i trzeba było go zacząć z przodu. I mnie, i Scarponiemu się to udało i dzięki temu przyjechaliśmy w czołówce, uzyskując cenne 28 sekund przewagi. Drugi etap był dla sprinterów. Dla mnie ważne było przejechać go w miarę spokojnie, ale zarazem czujnie w końcówce, by nie stracić sekund na mecie. Etap ułożył się tak, jak większość chciała. Odjazd na początku i finisz z grupy na końcu. Wiedziałem, że następnego dnia pierwszy etap z metą pod górę w znacznym stopniu zadecyduje o klasyfikacji generalnej. Trzy podjazdy i 12 km wspinaczki na metę na wysokości 2200 m n.p.pm. dały się w nim we znaki. Na mecie przywitało mnie dużo śniegu i temperatura ok. 2 st. C, na szczęście słońce też było. Czułem się w tym etapie bardzo dobrze, starałem się jechać w miarę z przodu i razem ze Scarpą udało nam się zająć dobre miejsca. Mogliśmy zacząć liczyć sekundy straty i przewagi w czołówce klasyfikacji generalnej, czułem, że wszystko dobrze się układa.

Czwarty etap był bardzo ciężki. Mocne tempo od samego startu i 4500 m przewyższenia niejednego mogło solidnie sprawdzić. Do tego kilka długich podjazdów na trasie i 18-km podjazd na metę. Dla mnie ciężko było na początku ostatniego podjazdu, ale na szczęście 6 km przed metą poczułem się lepiej, co pozwoliło mi jechać w czołówce. Dopiero atak Rodrigueza 1500 m przed metą był dla mnie za mocny i musiałem jechać swoim rytmem aż do końca. Generalnie byłem jednak zadowolony z tego dnia, bo udało się utrzymać miejsce w czołowej „10”. Po nim przyszedł etap względnego odpoczynku. Było w nim w miarę spokojnie, choć przez pierwsze 50 km do lotnego finiszu tempo było mocne. Później odjazd dwóch kolarzy pozwolił na chwilę odpocząć, następnie ekipy sprinterów wzięły się do pracy, by skasować ucieczkę przed metą. Dla mnie ważne było zaoszczędzić dużo sił i nie stracić zbyt wiele na finiszu. Udało się utrzymać 7 miejsce w generalce.

Było przed czym odpoczywać. W szóstym etapie tempo było bardzo wysokie. Po 2 godz. jazdy średnia prędkość wynosiła 47 km/h. Żaden odjazd nie miał szansy powodzenia, niektórym udało się odjechać dopiero na górskiej premii. Z Lampre-Merida z przodu uciekał Stortoni, a ja ze Scarponim jechaliśmy czujnie aż do samej mety. Znowu na finiszu czekał mnie wielki stres, by nie stracić cennych sekund. Udało się połowicznie, bo mimo tego, że przyjechałem w miarę z przodu, to 5 sekund straciłem. Niestety sprinterem nie jestem i nie jest mi łatwo na finiszu pchać się do przodu i walczyć o superpozycję.

Finał całego wyścigu był krótki, ale bardzo stresujący i ciężki szczególnie w końcówce. Losy generalki rozstrzygnęło ośmiokrotne przejechanie podjazdu po 2 km w centrum Barcelony. Znałem go dobrze z zeszłorocznej Vuelta a Espana. Mnie udało się w tym etapie obronić 7 miejsce w wyścigu, a Scarponi pokazał klasę i na ostatnim etapie awansował na 3 miejsce w generalce. Teraz czas na odpoczynek. Kolejny start to Giro del Trentino w drugiej połowie kwietnia. Jeżeli tylko pogoda pozwoli, przygotuję się do niego w Polsce. Forma dopisuje, trzeba to wykorzystać.

środa, 13 marca 2013

Tak ciężko jeszcze nie było

fot. Bettini

Tegoroczne Tirreno-Adriatico było najcięższą edycją tego wyścigu, w której do tej pory jechałem. Trasa etapów, pogoda (6 etapów w deszczu) i to że, walczyłem o klasyfikację generalną dały bardzo wymagającą kombinację. Udało się ukończyć wyścig w pierwszej „10”, i to w takiej obstawie. Z tego wyniku ja, jak i szefostwo Lampre-Merida jesteśmy zadowoleni.

Najbardziej stresującym etapem była dla mnie indywidualna czasówka. Musiałem w niej pojechać bardzo dobrze, żeby nie stracić miejsca w pierwszej „10”, a w klasyfikacji generalnej było ciasno. Dałem radę. 9. miejsce to dla mnie dobry rezultat. Obawiałem się czasówki także ze względu na poprzedzający ją 6. etap, który wielu z nas dał się mocno we znaki i na długo zostanie w mojej pamięci. Tak ciężkiego podjazdu na wyścigu to chyba jeszcze nie jechałem. Ostatnie 300 m o nachyleniu ok. 27% dało popalić wszystkim, którzy wcześniej nie zrezygnowali. Bardziej bolały ręce niż nogi, bo mokry asfalt nie pozwalał na wstanie z siodełka, pogoda jak zwykle nas nie rozpieszczała. W najgorszych fragmentach trasy miałem przełożenie 39x28, ale to było mało. Lepiej było założyć kompakt. Jestem zadowolony ze swojej jazdy w tym etapie, bo dała mi awans na 8. miejsce w generalce, także dzięki wsparciu całej drużyny. Bardzo ładnie pojechał w nim Cunego, po raz drugi łapiąc się w odjazd dnia, co pozwoliło mu wywalczyć koszulkę najlepszego górala.

W niedzielę też było bardzo dobrze. Już pod Passo Lanciano wiedziałem, że noga jest dobra. Bałem się w końcówce dwóch sztywnych pojazdów, ale dałem radę. Jako ekipa byliśmy też zadowoleni z Damiano Cunego. Cały dzień uciekał i doszliśmy go dopiero 6 km przed metą. Z perspektywy czasu cieszę się z decyzji, którą podjąłem we wcześniejszym klasycznym górskim 4. etapie. Jego wynik nie do końca mnie zadowolił, ale patrząc na nazwiska, które były w nim przede mną – nie było tak źle. Poszła ucieczka zaraz po starcie, a peleton utrzymywał równe tempo aż do przedostatniego podjazdu. Na nim tempo już znacznie wzrosło, bo każdy chciał zacząć długi zjazd jak najbardziej z przodu. Ostatni podjazd na metę rozpoczęliśmy bardzo ostro. Grupa Sky przejęła inicjatywę i to ona dyktowała bardzo mocne tempo. Ja niestety 6 km przed metą musiałem dać za wygrana i jechać swoim rytmem aż do końca. Warto było jednak oszczędzać siły, wiedząc, że czekają mnie jeszcze dwa ciężkie etapy, w których wszystko mogło się zdarzyć. Gratulacje dla Kwiatka, szczególnie na tym etapie pokazał, że jest naprawdę mocny.

Teraz czeka mnie kilka dni odpoczynku w domu i już w niedzielę udaję się na wyścig dookoła Katalonii. Razem ze Scarponim mam nadzieję osiągnąć tam dobry wynik.

piątek, 8 marca 2013

Tirreno-Adriatico na całego

fot. Bettini

Przyznam szczerze, że drużynowej czasówki nigdy nie lubiłem. Przygotowania do niej trwają długo, trenujemy wcześniej zmiany, ustalamy taktykę, a gdy przychodzi jazda, wszystko odbywa się błyskawicznie. Często trzeba zweryfikować ustalenia już po 2-3 km i tylko reagować na bieżąco na sytuację na szosie. Do takiego etapu jazdy drużynowej często trenujemy przez ok. 3 dni, a sama jazda na wyścigu może trwać ok. 20 minut, jak przedwczoraj. W czasówce na Tirreno-Adriatico też jakoś specjalnie super się nie czułem, ale wyszło całkiem nieźle. Łatwo nie było. Deszcz bardzo przeszkadzał, bo było dużo rond, do tego wiał silny wiatr. Ja startowałem jako drugi tuż za Malorim, który jest specjalistą od czasówek. Pomagał rower Merida Warp TT, który w warunkach bojowych robi bardzo dobre wrażenie i widać w nim wielki potencjał. Wszyscy jesteśmy zadowoleni z wyniku drużyny, który wzmocnił nasze pozytywne nastawienie do kolejnych etapów.

Wczoraj ostatnie 80 km to był dramat. Przyszła taka ulewa, że nie było nic widać. I tak aż do końca. Na szczęście sędziowie zlitowali się nad nami i czas grupy został zatrzymany na 3 km przed metą, co pozwoliło nam w miarę spokojnie i bezstresowo dokończyć etap. Wrażenia z wczorajszej jazdy są na plus. Szytki Continental bardzo dobrze sprawdzają się na mokrym i nie było żadnych problemów z trzymaniem się roweru na szosie. Naszym człowiekiem od sprintu był wczoraj Ferrari i to jemu pomagaliśmy, by w końcowej fazie wyścigu znalazł się z przodu. Skończył na 4. miejscu, co, patrząc na konkurencję, jest dobrym wynikiem.

Dzisiaj kolejny długi etap, a w sobotę pierwszy sprawdzian z metą pod górę. Nastroje w ekipie są dobre, znamy swoje zadania. O jak najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej mam walczyć ja i Damiano. Plan na dzisiaj podobny jak wczoraj: uważać na ostatnich kilometrach i oszczędzać siły na sobotę.

wtorek, 5 marca 2013

Jest dobrze

fot. Bettini

To był intensywny czas – trzy wyścigi jeden po drugim, można się było sprawdzić przed wieloetapówką. Zaczęło się w ostatni czwartek. Na GP Camaiore przyjechaliśmy mocnym składem i oczekiwano od nas dobrego wyniku. Już na odprawie powiedziano, że jedziemy na Scarponiego i Ulissiego, gdyż to oni prezentują właśnie dobrą formę. Moim zadaniem było, jak zawsze, jechać blisko Scarpy i pomóc mu w trudnych momentach. Powiedzmy, że jestem zadowolony ze swojej  jazdy w tym wyścigu, ale zawsze mogło być lepiej. Podjazd Monte Pitoro to ok. 2,5 km o średnim nachyleniu ok. 8%. Może nie jest jakoś specjalnie ciężki, ale po przejechaniu go sześciokrotnie daje się we znaki. Wystarczyło mi jednak sił na tyle, żeby pomóc zrealizować powierzone nam zadanie – Ulissi dojechał drugi, Scarpa był 10. Wiele spodziewam się po każdym z nich. Ulissi to młody talent, ale wyrasta na ważną postać Lampre-Merida. Ma w tym roku pokazać, na co go stać i myślę, że może osiągnąć bardzo dobre wyniki. Michele wreszcie powrócił do składu, już w pierwszym wyścigu pokazał klasę i wierzę, że w tym roku osiągnie wyniki jak w 2011 roku, a ja mu w tym pomogę.

Po Camaiore nadszedł czas na moje ulubione toskańskie szutry. Tegoroczna edycja Strade Bianche była taka sama jak w latach poprzednich, ale tym razem wiał bardzo silny wiatr, który skutecznie przeszkadzał nam przez cały wyścig. Tradycyjnie już szutrowe odcinki zrobiły selekcję. Krótkie sztywne podjazdy pokonywałem na przełożeniu 39x28. Wyścig ten jest specyficzny, bo szutrowe odcinki trzeba zaczynać z przodu grupy – można dużo stracić przez kraksy, których na Strade Bianche nie brakuje. Największa selekcja zawsze jest na odcinku nr 5 – Sante Marie – i to przed nim jest największe zamieszanie w peletonie. Liderem na wyścig był Damiano Cunego, ale dyrektor Fabrizio Bontempi wiedział dobrze, że dla mnie to też jest ważny start i dostałem wolną rękę. Na ostatnim podjeździe już w Sienie byłem z Damiano w pierwszej grupie i razem staraliśmy się powalczyć o dobry wynik. Mnie trochę brakło sił na ostatnim kilometrze i na więcej nie mogłem już liczyć. Choć byłem 11. w trudnym wyścigu z konkurencją z bardzo wysokiej półki, czuję niedosyt. Gdybym zachował trochę więcej sił na koniec, była duża szansa na powalczenie o pierwszą 6.

Zmęczenie i wysiłek z dnia poprzedniego dały się odczuć podczas Roma Maxima. Trasa nowego wyścigu była bardzo ciekawa i ciężka zarazem. Naszym liderem był Pozzato. Niestety podczas podjazdu pod Campi di Annibale został z tyłu, więc ja zostałem mu do pomocy, by dociągnąć go do pierwszej grupy. Zajął drugie miejsce, są powody do satysfakcji. Klasyk w Wiecznym Mieście był świetnie zorganizowany, a start i meta obok Koloseum robiły niesamowite wrażenie. Myślę, że z roku na rok wyścig ten będzie coraz to bardziej prestiżowy. Chętnie przejechałbym znowu za rok taką trasę. Nie brakowało na niej odcinków po bruku, ale Merida Scultura spisywała się na nich bardzo dobrze. Także na szutrach radziła sobie bezproblemowo. Od GP Camaiore mam nowy model na Dura-Ace 11-speed, wcześniej jeździłem na 10-speed.

Od niedzielnego wieczoru jestem już w hotelu przed Tirreno-Adriatico. Wczoraj przejechałem spokojnie 2 godz. na rowerze na czas – Meridzie Warp TT. Dzisiaj już wszyscy będziemy próbować naszą trasę 1. etapu z drużynową jazdą na czas. Chcemy w nim wykorzystać to, co wypracowaliśmy w tunelu aerodynamicznym. Tirreno-Adriatico to bardzo ważny start dla mnie i dla ekipy. W tym roku pojadę ten wyścig po raz trzeci. Co roku jest on bardzo ciężki, etapy są długie. Tym razem mogą dać się we znaki dwa etapy po 230 km i dwie mety pod górę. Moim głównym zadaniem w poprzednich latach była pomoc Scarponiemu, tegoroczne zadania poznam na odprawie, ale myślę, że dostanę polecenie, żeby jechać blisko Cunego. Postaramy się o jak najlepszy wynik i punkty do World Touru. Rok zaczął się dobrze dla naszej drużyny. Są już wygrane, kilka miejsc na podium i bardzo dobra atmosfera. Myślę, że sezon dobrze się dla nas ułoży. Moja forma też jest lepsza w porównaniu z poprzednim rokiem. Osiągnąłem już niezłe wyniki i jestem spokojny o dalszą część sezonu.