piątek, 6 marca 2015

Białe drogi po dobrych startach



fot. Bettini

Od wczoraj jestem we Włoszech, dzisiaj skierowałem się ku „białym drogom”. Startowałem w Strade Bianche trzy razy i bardzo dobrze znam wszystkie odcinki tego wyścigu, jedynie początek będzie nieco inny niż wtedy, gdy brałem w nim udział. Będę musiał sobie trochę przypomnieć, jak się jeździ po szutrach. Trzeba uważać na żwirowych zakrętach, na pewno przydadzą się umiejętności nabyte w przełajach. Nie ciąży na mnie wielka presja wyniku i podchodzę do startu ze spokojem. Strade Bianche to jeden z moich ulubionych wyścigów, dlatego cieszę się na jutro. Ten wyścig to prawdziwa perełka. Spośród włoskich klasyków po Lombardii i Mediolan-San Remo to chyba wyścig nr 3. Po zeszłorocznej edycji w Polsce też zyskał na popularności, i słusznie. Myślę, że jeszcze rok-dwa lata i trafi do World Touru.

Założenia są takie, żebyśmy razem z Pozzato dojechali do Sieny na dobrych pozycjach. Tam prawdopodobnie będę się starał wesprzeć Pippo. Dobrze radził sobie na pierwszych podjazdach tego sezonu i może być w sobotę groźny. Strade Bianche to jednak wyścig, który nie jest łatwo przejechać idealnie zgodnie z planem, dlatego trzeba być przygotowanym na różne warianty. Najważniejsze to trzymać się czołówki, gdy zaplątasz się na szutrach z tyłu, grupa odjedzie. Niektóre z szutrowych odcinków są lepsze niż polskie szosy, miejscami można lecieć 50 km/godz., ale jednak trochę umiejętności technicznych się przyda. Pomogą też szytki 28 mm i 7 atmosfer w nich, do tego przełożenia 38-28. Niektórzy założą z przodu 36, ale według mnie nie ma w Strade Bianche aż takich podjazdów, żeby to było konieczne, no i po szutrach dobrze jest jechać w miarę twardo.

Losy wyścigu zaczną się pewnie decydować na odcinku Monte Sante Marie. Można go porównać do lasku Arenberg z Paryż-Roubaix. To na Monte Sante Marie odbywa się poważna selekcja, tam dzieli się grupa i zaczynają się poważne odjazdy. Odcinek ma aż 11,5 km. W końcówce wyścigu szutrowe odcinki są blisko siebie, znam je na pamięć, mam nadzieję, że to zaprocentuje. 

W tym tygodniu  miałem już białe drogi, ale w Polsce. Pogoda była strasznie zmienna, jednak udało mi się wykonać plan treningowy. Mimo wszystko lepiej było u nas niż w Toskanii. Ostatnio nawiedziła ją wichura, wszędzie leżały powalone drzewa, jeszcze wczoraj strasznie wiało, musiałem zawrócić z jednego podjazdu, bo był zamknięty właśnie ze względu na zwalone drzewo. Miałem wczoraj jechać z rowerem czasowym na tor, ale z powodu wiatru trzeba było przełożyć wyjazd na inny termin, żeby nie ucierpieć. Jazdę na czas mocno trenowaliśmy na zgrupowaniu przed Trofeo Laigueglia. Czasówki zaczynają być decydujące podczas wyścigów i trzeba to uwzględnić w przygotowaniach. W tym tygodniu dwa razy trenowałem na kozie w Polsce.

Jestem zadowolony z początku sezonu. Jest dobrze, lepiej niż w zeszłym roku. Czuję postęp, w zeszłym roku bardziej się męczyłem, ale nie popadam w euforię, bo najważniejsze wyścigi sezonu dopiero przede mną. Ostatnie starty w trzech włoskich klasykach uznaję jednak za bardzo udane. W każdym z nich dobrze wykonałem swoją robotę i jestem z tego zadowolony. W każdym dojeżdżałem do mety w czołowej grupie. Dwa z nich zakończyły się zwycięstwem Lampre-Merida i to się najbardziej liczy. Młodzi postarali się i dobrze finiszowali, a ja przypomniałem sobie trochę rozprowadzanie, pracowałem dla naszych sprinterów do samego końca. Żaden z tych klasyków nie był łatwą przejażdżką. W GP Lugano trasa była na wymęczenie, cały czas góra-dół. W Trofeo Laigueglia w końcówce musiałem skasować odjazd, żeby Cimolai mógł walczyć o wygraną. Nikt się wtedy nie oszczędzał, ale na szczęście zostało mi trochę sił i wszystko skończyło się po naszej myśli. 

Mamy na koncie 5 zwycięstw, jak na początek sezonu nie jest źle. Świetnie w Tour of Oman spisał się Rafael Valls, mam nadzieję, że odbuduje dobrą formę po latach problemów ze zdrowiem. Dla mnie ważne wyścigi powoli się zaczynają. Po Strade Bianche czeka mnie Tirreno-Adriatico z niezwykle mocną konkurencją. To ciekawy wyścig, będzie się można sprawdzić na wiele sposobów także z powodu dwóch czasówek, na pewno będzie się działo. Od niedzieli mamy już zgrupowanie przed Tirreno-Adriatico. W sobotę po wyścigu od razu wszyscy jedziemy do hotelu blisko trasy czasówki i będziemy ćwiczyć na niej jazdę w drużynie aż do wyścigu. Zanim to jednak nastąpi, trzeba dać z siebie wszystko na „białych drogach”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz