fot. Bettini
Od wczoraj jestem we Włoszech, dzisiaj
skierowałem się ku „białym drogom”. Startowałem w Strade Bianche trzy razy i bardzo
dobrze znam wszystkie odcinki tego wyścigu, jedynie początek będzie nieco inny
niż wtedy, gdy brałem w nim udział. Będę musiał sobie trochę przypomnieć, jak
się jeździ po szutrach. Trzeba uważać na żwirowych zakrętach, na pewno
przydadzą się umiejętności nabyte w przełajach. Nie ciąży na mnie wielka presja
wyniku i podchodzę do startu ze spokojem. Strade Bianche to jeden z moich
ulubionych wyścigów, dlatego cieszę się na jutro. Ten wyścig to prawdziwa
perełka. Spośród włoskich klasyków po Lombardii i Mediolan-San Remo to chyba
wyścig nr 3. Po zeszłorocznej edycji w Polsce też zyskał na popularności, i
słusznie. Myślę, że jeszcze rok-dwa lata i trafi do World Touru.
Założenia są takie, żebyśmy razem
z Pozzato dojechali do Sieny na dobrych pozycjach. Tam prawdopodobnie będę się
starał wesprzeć Pippo. Dobrze radził sobie na pierwszych podjazdach tego sezonu
i może być w sobotę groźny. Strade Bianche to jednak wyścig, który nie jest
łatwo przejechać idealnie zgodnie z planem, dlatego trzeba być przygotowanym na
różne warianty. Najważniejsze to trzymać się czołówki, gdy zaplątasz się na
szutrach z tyłu, grupa odjedzie. Niektóre z szutrowych odcinków są lepsze niż polskie szosy, miejscami można
lecieć 50 km/godz., ale jednak trochę umiejętności technicznych się przyda.
Pomogą też szytki 28 mm i 7 atmosfer w nich, do tego przełożenia 38-28. Niektórzy
założą z przodu 36, ale według mnie nie ma w Strade Bianche aż takich
podjazdów, żeby to było konieczne, no i po szutrach dobrze jest jechać w miarę
twardo.
Losy wyścigu
zaczną się pewnie decydować na odcinku Monte Sante Marie. Można go porównać do
lasku Arenberg z Paryż-Roubaix. To na Monte Sante Marie odbywa się poważna
selekcja, tam dzieli się grupa i zaczynają się poważne odjazdy. Odcinek ma aż
11,5 km. W końcówce wyścigu szutrowe odcinki są blisko siebie, znam je na
pamięć, mam nadzieję, że to zaprocentuje.
W tym tygodniu miałem już białe drogi, ale w Polsce. Pogoda
była strasznie zmienna, jednak udało mi się wykonać plan treningowy. Mimo
wszystko lepiej było u nas niż w Toskanii. Ostatnio nawiedziła ją wichura,
wszędzie leżały powalone drzewa, jeszcze wczoraj strasznie wiało, musiałem zawrócić
z jednego podjazdu, bo był zamknięty właśnie ze względu na zwalone drzewo.
Miałem wczoraj jechać z rowerem czasowym na tor, ale z powodu wiatru trzeba
było przełożyć wyjazd na inny termin, żeby nie ucierpieć. Jazdę na czas mocno
trenowaliśmy na zgrupowaniu przed Trofeo Laigueglia. Czasówki zaczynają być
decydujące podczas wyścigów i trzeba to uwzględnić w przygotowaniach. W tym
tygodniu dwa razy trenowałem na kozie w Polsce.
Jestem
zadowolony z początku sezonu. Jest dobrze, lepiej niż w zeszłym roku. Czuję
postęp, w zeszłym roku bardziej się męczyłem, ale nie popadam w euforię, bo
najważniejsze wyścigi sezonu dopiero przede mną. Ostatnie starty w trzech
włoskich klasykach uznaję jednak za bardzo udane. W każdym z nich dobrze wykonałem
swoją robotę i jestem z tego zadowolony. W każdym dojeżdżałem do mety w
czołowej grupie. Dwa z nich zakończyły się zwycięstwem Lampre-Merida i to się
najbardziej liczy. Młodzi postarali się i dobrze finiszowali, a ja przypomniałem
sobie trochę rozprowadzanie, pracowałem dla naszych sprinterów do samego końca.
Żaden z tych klasyków nie był łatwą przejażdżką. W GP Lugano trasa była na
wymęczenie, cały czas góra-dół. W Trofeo Laigueglia w końcówce musiałem
skasować odjazd, żeby Cimolai mógł walczyć o wygraną. Nikt się wtedy nie
oszczędzał, ale na szczęście zostało mi trochę sił i wszystko skończyło się po
naszej myśli.
Mamy na koncie 5 zwycięstw, jak na początek sezonu nie jest źle.
Świetnie w Tour of Oman spisał się Rafael Valls, mam nadzieję, że odbuduje
dobrą formę po latach problemów ze zdrowiem. Dla mnie ważne wyścigi powoli się
zaczynają. Po Strade Bianche czeka mnie Tirreno-Adriatico z niezwykle mocną
konkurencją. To ciekawy wyścig, będzie się można sprawdzić na wiele sposobów
także z powodu dwóch czasówek, na pewno będzie się działo. Od niedzieli mamy
już zgrupowanie przed Tirreno-Adriatico. W sobotę po wyścigu od razu wszyscy
jedziemy do hotelu blisko trasy czasówki i będziemy ćwiczyć na niej jazdę w
drużynie aż do wyścigu. Zanim to jednak nastąpi, trzeba dać z siebie wszystko
na „białych drogach”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz