piątek, 8 marca 2013

Tirreno-Adriatico na całego

fot. Bettini

Przyznam szczerze, że drużynowej czasówki nigdy nie lubiłem. Przygotowania do niej trwają długo, trenujemy wcześniej zmiany, ustalamy taktykę, a gdy przychodzi jazda, wszystko odbywa się błyskawicznie. Często trzeba zweryfikować ustalenia już po 2-3 km i tylko reagować na bieżąco na sytuację na szosie. Do takiego etapu jazdy drużynowej często trenujemy przez ok. 3 dni, a sama jazda na wyścigu może trwać ok. 20 minut, jak przedwczoraj. W czasówce na Tirreno-Adriatico też jakoś specjalnie super się nie czułem, ale wyszło całkiem nieźle. Łatwo nie było. Deszcz bardzo przeszkadzał, bo było dużo rond, do tego wiał silny wiatr. Ja startowałem jako drugi tuż za Malorim, który jest specjalistą od czasówek. Pomagał rower Merida Warp TT, który w warunkach bojowych robi bardzo dobre wrażenie i widać w nim wielki potencjał. Wszyscy jesteśmy zadowoleni z wyniku drużyny, który wzmocnił nasze pozytywne nastawienie do kolejnych etapów.

Wczoraj ostatnie 80 km to był dramat. Przyszła taka ulewa, że nie było nic widać. I tak aż do końca. Na szczęście sędziowie zlitowali się nad nami i czas grupy został zatrzymany na 3 km przed metą, co pozwoliło nam w miarę spokojnie i bezstresowo dokończyć etap. Wrażenia z wczorajszej jazdy są na plus. Szytki Continental bardzo dobrze sprawdzają się na mokrym i nie było żadnych problemów z trzymaniem się roweru na szosie. Naszym człowiekiem od sprintu był wczoraj Ferrari i to jemu pomagaliśmy, by w końcowej fazie wyścigu znalazł się z przodu. Skończył na 4. miejscu, co, patrząc na konkurencję, jest dobrym wynikiem.

Dzisiaj kolejny długi etap, a w sobotę pierwszy sprawdzian z metą pod górę. Nastroje w ekipie są dobre, znamy swoje zadania. O jak najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej mam walczyć ja i Damiano. Plan na dzisiaj podobny jak wczoraj: uważać na ostatnich kilometrach i oszczędzać siły na sobotę.

1 komentarz: