sobota, 7 lutego 2015

Argentyna na plus, teraz Włochy

fot. BettiniPhoto

Od czwartku przebywam we Włoszech i szykuję się do drugiego startu w sezonie. W Bolonii i przed Mediolanem wszystko zasypane, w Toskanii ostatnio padało, ale jutro na wyścigu ma być lepiej. Grand Prix Wybrzeża Etrusków rozgrywa się blisko moich włoskich terenów, a jego trasę dobrze znam, bo kilka razy w nim startowałem. Do najłatwiejszych nie należy, kończy się rundami z podjazdem. Dwa lata temu Lampre-Merida zajęło w tym wyścigu całe podium, jutro też postaramy się o dobry wynik. Naszym liderem będzie Niccolo Bonifazio – jest w gazie, więc trzeba to wykorzystać. Na pewno ściganie będzie mocne, bo to otwarcie sezonu we Włoszech. Po tym klasyku będziemy mieć tydzień zgrupowania przed Trofeo Laigueglia. Przeniesiemy się blisko trasy wyścigu i solidnie potrenujemy.

Po Tour de San Luis spędziłem tydzień w domu. Pogoda w Polsce była lepsza niż we Włoszech. Może i było zimno, ale słonecznie, a we Włoszech padało. Tylko dwa razy musiałem pokręcić na rolkach, poza tym trenowałem na szosie. Z wyścigu w Argentynie jestem zadowolony. Zrealizowałem swoje założenia, sprawdziłem, w jakiej jestem formie, miałem dobre przetarcie. Teraz mogę spokojnie przygotowywać się do docelowych startów. Na płaskich etapach w Argentynie współpraca dla Modolo układała się dobrze, na górskich trzeba było uznać wyższość kolarzy z Ameryki Południowej, ale o tej porze roku nie martwi mnie to w ogóle. Znałem wszystkie podjazdy wyścigu, jeździłem je pięć lat temu. Pierwsze szlify sezonu też zebrałem, leżałem w dużej kraksie na 1. etapie 30 km przed metą, na szczęście obyło się bez poważnych konsekwencji. Słońce grzało w Argentynie mocno, dlatego z przyjemnością zaliczyłem na jednym z etapów jazdę przez rzekę i moczenie nóg.

Szczególnie zadowolony mogę być z czasówki na Tour de San Luis. Był to mój pierwszy kontakt z rowerem czasowym od dłuższego czasu i wypadł udanie. Myślę, że da mi dodatkowy bodziec do pracy nad czasówkami, żeby w najważniejszych z nich w tym sezonie radzić sobie jak najlepiej. Przed Giro będę miał okazję powalczyć z zegarem w Tirreno-Adriatico i Tour de Romandie, odpowiednie treningi na kozie też powinny zrobić swoje. Miło było zobaczyć w czołówce czasówki Michała Kwiatkowskiego i Łukasza Wiśniowskiego, oby tak dalej. Organizacji wyścigu nie można nic zarzucić. Szef wyścigu Giovanni Lombardi zna się na rzeczy i będę miło wspominał Argentynę. Teraz czas na Włochy i rozkręcanie się z każdym startem.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam, że przy złej pogodzie trenujesz na rolkach. Czy trenujesz również na magnetycznych trenażerach? Które z tych dwóch urządzeń poleciłbyś do treningu początkującemu szosowcowi?
    Pozdrawiam,
    Michał

    OdpowiedzUsuń